W 40 stopniowy upale twardo szliśmy przed siebie :) podziwiając okolicę i poszukując stacji autobusowej, o której wspomniała nam Pani w informacji turystycznej.
Dzień dochodził powoli do końca a my nie mamy jeszcze gdzie zanocować. Pani w informacji powiedziała nam, że na noclegi na dziko najlepiej nadaje się południowo wschodnia część Majorki gdyż jest tam bezpieczniej. Niewiele się zastanawiając czym prędzej śmignęliśmy w poszukiwaniu stacji.
Chodząc od sklepu do sklepu (w każdym jest klimatyzacja) tylko w celu ochłodzenia, w jednym zatrzymaliśmy się na zakupy. Marzyła nam się jajecznica na śniadanko więc jajak zostały zakupione w ilości 12.
Całą drogę się nakręcaliśmy jak przygotujemy naszą jajecznicę mając tylko jajka i patelnię a pomysłów tuzin :)
Stacja została znaleziona bez problemu, ale na nasz autobus musieliśmy czekać jakąś godzinkę. Więc aby czas szybciej zleciał zaczęliśmy konsumpcję wina na przystanku z uśmiechem na twarzach :) w międzyczasie Bulwa przeszedł krótką lekcję języka angielskiego jak poprosić w tym jakże użytecznym języku papierosa :) Beka byłą nieziemska jak babka zamiast dać mu jednego zaczęła się go o coś pytać :P mina Bulwy była nie do opisania.
A autobusie dużo śmiechu bo jedno winko pękło i zaczęliśmy następne. Sikać też nie było jak więc przydały się nam opróżnione butelki po winie i napojach. Przy okazji mieliśmy mały incydent, w którym zaciąłem sobie dość mocno nogę o jakiś wystający element z siedzenia. Co się potem okazało ów element wystawał z każdego siedzenia o czym niezwłocznie chcieliśmy poinformować kierowcę. Gdy autobus dojechał do miejsca przeznaczenia zacząłem poważną, długą rozmowę z kierowcą na temat wystających ostrych elementów. Kierowca nam bardzo podziękował a na samym końcu zostawiliśmy nasze jajka na siedzeniu w autobusie. Czyli na śniadanie mieliśmy powietrze :P