A więc tak... podczas naszego żeglowania z Christianso przy silnym wietrze zrobiliśmy niefortunny zwrot a mój tato akurat znajdował się pod bomem. Gdy bom gwałtownie przeleciał mu nad głową tato pomyślał że fajnie byłoby chwycić za linę która właśnie przelatywała mu przed głową - skutek ręka w gipsie :P
Mało tego, przypłynęliśmy do Karlskrony wieczorem i zamiast iść do szpitala to sobie popijaliśmy :P dopiero następnego dnia musiałem śmigać z tata do szpitala aby założyli mu gips. Szliśmy jakieś 40-45 minut w jedną stronę tam czekaliśmy chwilę i potem powrót na łajbę.
Trochę czasu zeszło a Grześ też musiał śmigać ze mną do szpitala więc dryłowałem drugi raz na wycieczkę do śmiesznego szpitala tym razem z Grzesiem :)
Śmieszna historia w szpitalu bo pani mnie już znała więc z uśmiechem mnie przyjęła razem z Grzesiem. Lekarz zbadał Grzesia i 10 minut później przyszedł z wynikiem i cała paczką leków i powiedział tak: "Here You have Your medicine [...] don't worry You can mix it with alcohol" :D co znaczyło "Proszę oto twoje lekarstwo [...] możesz spokojnie mieszać je z alkoholem. Koleś jakoś wyczaił że my Polacy i dobre leki nam ofiarował :P
Przez to moje podróżowanie od łodzi do szpitala nie zwiedziłem muzeum i mam tylko nieszczęsną fotkę mojego taty z ręka w gipsie i kilka innych :P